Leżała na OIOMIE. Pod
mnóstwem rurek, kabelków; monitory wyznaczały rytm jej życia. Obok łóżka dwójka
ludzi, młodych, czule ściskających jej dłonie. Byli także lekarze,
pielęgniarki, salowi. Jeden z medyków po tym jak dwójka młodych kiwnęła głowami
twierdząco na zadane pytanie, odłączył to wszystko co sprawiało że żyła.
Zdrętwiałam. Nakryto ją białym prześcieradłem a następnie zawieziono do
kostnicy. Patrzyłam z żalem jak odjeżdża. Była taka młoda, a oni, kim byli, ze podjęli
taką decyzję? Mimochodem usłyszałam Podjęli Państwo dobrą decyzję. Proszę
następnym razem lepiej zainwestować. Sami Państwo widzą jaki tu tłok. A takich
jak Państwa to na pęczki czeka na łóżko, by móc zakończyć po ludzku ten nieudany eksperyment. Życzę szczęścia
i zostawił ich samych. Ci zaś podali sobie ręce jak dwoje obcych sobie ludzi,
pożegnali się i każde z nich odeszło w swoją stronę. A ja byłam jak zamurowana.
Inwestycja? Na pęczki? Albo ja
zwariowałam, albo śnię albo to jakiś inny świat. Życie ludzkie to pomyłka, eksperyment?
Deal?
Powoli powlekłam się
wzdłuż szpitalnego korytarza, który wypełniał specyficzny zapach jedzenia,
medykamentów, środków do czyszczenia
kibli i niesprzątniętych pampersów. Było mi niedobrze. Zaczęłam zastanawiać się,
po co ja tu właściwie jestem. Czułam się jakbym straciła pamięć. Dziwne.
Korytarz zabudowany był małymi izolatkami, każda przeszklona, w każdej jakiś
dogorywający, lub trup. A przy tych sztucznych życiach stali dorośli,
młodzi-smutni, wściekli, z nienawistnym spojrzeniem albo pogodzeni z losem. W
pewnym momencie zauważyłam, ze jestem jakby na oddziale gdzie leżą…dzieci. A
przy nich zamiast kochającej mamy, taty, babci i innych krewnych i znajomych
królika koledzy, koleżanki, jakieś grupy dzieciaków. O dziwo, dzieci leżące
były przytomne, niektóre smutne jakby wiedziały, co je czeka, inne radosne – te
pewnie wracały do domu. Nadal jednak nie rozumiałam, co ja tu robię i dlaczego
te dzieci są bez rodziców? Dziwne to wszystko. Mijałam salki, mijałam wywożone
złe inwestycje, mijałam radosne grupy, które właśnie wracały do siebie. I znów
zadziwiające, że wśród wypisywanych nie zauważyłam dorosłych czy nastolatków a
tylko dzieci. Mimo, że ruch był, korytarz wydawał się być dosyć szeroki. Nikomu
nie zawadzałam, nikt pytań nie zadawał. Jakby mnie tam nie było. Może personel
medyczny uznał, że przyszłam do jednego z tych leżących podjąć decyzję o
dalszym ciągu jego życia.
Dobrze, ze Pani jest – usłyszałam
głos obok siebie. Czekaliśmy na Panią. Proszę, to ta sala. Czekali na mnie?
Kto? Przecież u mnie wszyscy zdrowi. Ktoś miał wypadek a ja o tym nie wiedziałam?
Zaczęłam czuć ogromny niepokój. Głos wprowadził mnie do ciemnej sali. Na
szpitalnym łóżku leżała ona. Wydawało mi się, że skądś ją znam. Ładna była.
Włosy takie czarne, buzia w piegach. Ciekawe, jakie ma oczy? Chciałabym żeby
miała niebieskie. Głos cicho zapytał Podjęła Pani już decyzję? Odwróciłam się
nagle, spojrzałam Głosowi prosto w oczy, Jaką decyzję? Czy odłączamy
respirator? Ale jak to ja? Nie znam tej kobiety …. Znasz, bardzo dobrze znasz.
Spojrzałam w ciemny kąt salki (zastanawiałam się dlaczego do jasnej cholery
było tu tak ciemno, co za idiota zabrał jej słońce, które mogło dać jej życie)
skąd dobiegła mnie ściszona ale stanowcza odpowiedź. Co do…. Co Ty tu robisz?
To jakieś wariactwo! O co tu chodzi. Jak to jakieś durne żarty, to
pożałujesz! Chyba musiałam wpaść w swój
mały szał, bo zaczęto mnie uspokajać. W końcu Głos, który mnie tutaj
przyprowadził, wyszedł ze mną na zewnątrz. Pani naprawdę nic nie pamięta? A co
ja mam pamiętać? Ja nawet nie wiem, co ja tu robię, a w ogóle gdzie ja jestem!
Proszę się uspokoić. Proszę za mną. Widać zwyczajnie nic Pani nie wiedziała,
uważała, ze wszystko jest w porządku, stąd ta niewiedza. Nie jest Pani
pierwszym przypadkiem. Wprowadził mnie do przytulnego gabinetu, z którego
roztaczał się piękny widok na morze (ja oszalałam, zwariowałam i jestem w
wariatkowie a to, co widzę to efekt po środkach, co je dają wariatom na głowę).
Proszę usiąść, Głos wskazał ręką wygodny, skórzany fotel. Jak mu się tak uważniej
przypatrzyłam był przystojnym facetem, w średnim wieku (to znaczy w moim; ile
razy sobie to uświadamiam zaczyna dopadać mnie ból egzystencji i mocniej czuję,
ze czas jednak przemija tylko czemu tak szybko), włosy ułożone a`la Alek, Rudy i Zośka – w sumie to i
podobnie ubrany, tak właśnie lata 40. Mógłby mi się nawet spodobać i nawet może
chciałabym, żeby zabrał mnie do kina ( nie na film) ale dotarło do mnie, że
zdaje się jestem mężatką i mam dwoje dzieci a to w drastyczny sposób ucina
wszelkie kina z innymi mężczyznami, nawet jeśli byłoby to wcielenie Alka, Rudego
czy innego mojego bohatera z kart książek. Napije się Pani herbaty, kawy a może
jakiś drink bezalkoholowy? Mój przystojny Głos wyrwał mnie z rozważań. Nie,
obejdzie się proszę mi wytłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi. Sugerowałbym
aby Pani jednak na coś się zdecydowała, ponieważ po tym co Pani usłyszy, lepiej
by miała Pani coś do popicia.
Ciarki przeszły mi po
kręgosłupie, serce zaczęło bić szybciej, a on jakby wiedząc co się ze mną
dzieje, dodał Proszę się nie bać. Tu jest Pani bezpieczna. Pani nic nie grozi.
Jestem Pani przyjacielem. Zerknęłam na niego, mając nadzieję, że spoglądam jak
jakaś holiłodzka gwiezdą kina lat 50.i poprosiłam o drinka, oczywiście bez
dodatków Widzi Pani, zaczął mój coraz przystojniejszy kawaler, jest Pani w
nietypowym miejscu Zauważyła, odparłam lekko zniecierpliwiona, proszę
oszczędzić mi tych dyrdymałów i przejść do rzeczy. Kim jest ta dziewczyna, o
której życiu mam decydować i co do jasnej anielki On tam robi???? Dobrze, wiedziałem, że z Panią to trzeba bez owijania niepotrzebnego w bawełnę, ale
procedury to procedury, musiałem zacząć od tego żałosnego wstępu. Zatem do
rzeczy. To co tam leży Jakie „To” dlaczego nazywa Pan tę kobietę przedmiotem? Może Pani dać mi skończyć?
Zdawałem sobie sprawę, że będzie trudno, bo Pani to do końca walczy, ale nie
sądziłem że aż tak. Przepraszam, proszę kontynuować. To, co leży na sali, to
Pani uczucia emocje, to wszystko, co Pani wkładała w relacje z Nim. To te piękne
czarne włosy, niebieskie oczy (ha! Ma niebieskie oczy!), piegi. Ale w tym są
Jego emocje, Jego uczucia – on też tam sporo ulokował. Stworzyliście Państwo
coś pięknego. Długo tu pracuję, i rzadko jest mi żal tych hybryd, które muszę
uśmiercać bo Ci co je stworzyli z jakichś powodów nie chcą więcej by cokolwiek
z nich zostało. Ale tej mi szkoda, jest czarująca, niezwykła, takie spotykałam
tylko u dzieci. Szła Pani korytarzem. Pewnie zdziwił Panią oddział dziecięcy i
brak rodziców? To jest to samo co u Państwa, tylko dzieci umieją przebaczać,
umieją uznać, że nie ma co tracić na to, co tyle czasu się budowało. Stąd wśród
dzieci 99 procent wraca razem, a wśród dorosłych 97% umiera i koniec. Dorośli
potrafią tylko nienawidzić i niszczyć. Żałuję, że przeniesiono mnie z oddziału
dziecięcego. Tutaj zaczynam stawać się jak pracownik fabryki –ciągle ta sama
czynność –odłączyć. Przepraszam, ale Pan
mi sugeruje, że to oddział gdzie umierają ….. Ze to co leży na łóżku to , to,
to…. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, poczułam jak płacz powoli zalewa mi
gardło i strasznie upierdliwie chce dojść do głosu. Ja nie sugeruję, tak jest.
To albo ja oszalałam albo Pan mówiłam już drżącym głosem nadal walcząc z tym
mazgajem, który z każdym słowem Głosu rósł w siłę. Nie, nikt nie oszalał, a tam
na Sali leży Państwa… Popatrzyła na niego oczami, które nagle stały się
ogromne, ponieważ strach i przerażenie świetnie wywiązały się ze swojego
zadania. Nie, nie wierzę Panu…ta kobieta tam, ja jej nie znam, rozumie Pan? Nie
znam!!! To nie fair!! Ja nic nie wiedziałam!!! Ja myślałam… Każdy kto tu trafia
nagle, jak Pani, myślał, uważał. To bolesne dla Pani, ale proszę mi wierzyć, po
fakcie poczuje się Pani wolna. Niech Pani pozwoli jej odejść. I co? Lepiej zainwestować
następnym razem??? Nie, w Pani przypadku radziłbym dać sobie spokój z
inwestycjami. Nie ma Pani do tego głowy. Za dużo Pani wydaje, nie martwi się
czy wystarczy na później. Jest Pani zbyt rozrzutna a żeby inwestować trzeba
mieć wie Pani co na karku.
Na sali nadal było ciemno,
On siedział w kącie. Chcesz jeszcze porozmawiać, czy już zdecydowałeś? Podniósł
głowę. Widziałam tylko kontury Mogę odsłonić żaluzje? Nadal milczał. Nie
czekając na pozwolenie, podeszłam do okna i wpuściłam życie. Nie zgadzam się.
Rób co chcesz. Ja się nie zgadzam. Będę ją pielęgnować, będę myć, karmić,
czytać, przytulać. Ale nie zgadzam się. Stałam cały czas odwrócona do niego
plecami. Nie chciałam by widział jak płacze. To potem jest dla ludzi zawsze
szansą by wytknąć słabość drugiemu. Usłyszałam jak podniósł się z krzesła. Jak
chcesz. Wiesz gdzie mnie szukać, jak zdecydujesz by skończyć tę farsę, zadzwoń.
Drzwi zamknęły się. Tak
Głos miał rację, poczułam się wolna. Nie chciałam biec za nim, nie wpadłam w
histerię i tym podobne. Wróciłam do mojej kochanej. Fakt, miała wiele z niego.
Z torebki wyciągnęłam
telefon. Wiesz puszcze Ci fajny kawałek. Damy radę bez niego i delikatnie
pocałowałam ją w czoło.
Głos stał za drzwiami i
zobaczyłam kątem oka, że jego usta ułożyły się jakby w uśmiech. Nie chciałam go
peszyć, udałam, że nic nie widziałam. Włączyłam Coltren`a.